25 lutego 2014

Włosowa aktualizacja+ farbowanie Schwarzkopf Nectra Color- Pralina

Dziś przychodzę do Was z włosową aktualizacją. Ostatnia była pod koniec grudnia, czyli minęły już dwa miesiące.
W lutym zdecydowałam się na przyciemnienie włosów. Radykalna zmiana nie wchodziła w grę, chodziło mi ciepły, średni blond,- ciężko mi go opisać ;) Zdecydowałam się na drogeryjną nowość, a mianowicie Schwarzkopf-Nectra Color w kolorze nr 845-Pralina.KLIK
Z farbowania jestem zadowolona, kolor wyszedł bardzo ładny, bez plam. Oczywiście ciemne odrosty załapały farbę troszkę mocniej niż wielokrotnie farbowana na blond reszta włosów, ale różnica nie jest drastyczna. Farba ta jest bez amoniaku, pięknie pachnie, nie podrażniła mojego wrażliwego skalpu ani nie wpłynęła negatywnie na kondycję włosów. Do pokrycia całych włosów zużyłam dwa opakowania. Przy następnych farbowaniach na pewno będę sięgać po tą farbę! 

Warkocz-zawijaniec wykonany przez moją koleżankę Dorotę- próbna fryzura na bal licencjacki. Ostatecznie zdecydowałam się na rozpuszczone, wyprostowane włosy. To zdjęcie najlepiej oddaje aktualny kolor włosów.





Po lewej włosy z końcówki grudnia, po prawej z dzisiaj;) Włosy średnio się dziś prezentują, są już 'dwudniowe', dlatego widać braki w objętości. Ciężko mi określić przyrost, wydaje mi się, że 'bez szału'.. Plus wymęczone zimą końcówki proszą rozpaczliwie o podcięcie. 


21 lutego 2014

Od zachwytów po rozczarowanie, czyli- Make Me Bio- Orange Energy

Bez wykrętów napiszę na początku, że moja mega długa, blogowa przerwa wynikała z... chęci odpoczynku i mojego lenistwa. Przez te dwa tygodnie nie czytałam żadnego bloga, przez co mam ogromne zaległości, które muszę nadrobić w najbliższym czasie.
Dziś napiszę Wam o kremie, którego wspaniały skład i świetna recenzja u Anuli KLIK, sprawiły, że skusiłam się na jego zakup.

Od producenta
"Orzeźwiający zapach kwiatu pomarańczy działa stymulująco na umysł. Olejki z migdałów, jojoba i shea doskonale nawilżają, odżywiają i chronią skórę nie pozostawiając uczucia ociężałości. Wyciąg z rumianku dodaje uspokajająco- łagodzące funkcje. Ten aksamitny krem jest idealnym wyborem na świeżą dawkę energii każdego dnia!
Bez Parabenów, siarczanów, sztucznych zapachów i konserwanów. 
Nałożyć krem na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu a natępnie delikatnie wmasować. Stosować rano i wieczorem."

Skład
Wszystkie zapewnienia producenta, w stosunku do składu, są spełnione. I to mi się podoba!

Użytkowanie
Krem zamknięty jest w szklanym słoiczku ze szkła oranżowego, przez co jest on dość ciężki. Desing jest ładny i prosty, taki naturalny. Jedna rzecz bardzo zdziwiła mnie w opakowaniu- brak ochronnej nasadki na krem- takiej, jak często są w maskach. Z kremu wytrąca się olej i naka nasadka byłaby dodatkową ochroną przed wylaniem i zanieczyszczeniami. 
Krem jest dość zwarty i gęsty, ale jednocześnie miękki. Ładnie rozsmarowuje się na skórze, nie wchłania się do matu, pozostawia na skórze delikatną, nietłustą powłoczkę. Jak wspomniałam wyżej, z kremu wytrąca się olej. Producent tłumaczy to zjawisko zastosowaniem naturalnych emulgatorów. Mi to nie przeszkadza, ale nie wygląda to estetycznie... Dlatego osoba nie obeznana w naturalnych kosmetykach mogłaby uważać krem zepsuty.
Nie wiem, czy wcześniej wspominałam, ale zapach kosmetyków nie jest u mnie wartością priorytetową. Jednak zachwalany zapach pomarańczy zadziałał na moje zmysły. Nie żebym spodziewała się aromatu świeżych cytrusów, ale zapach kremu po prostu mnie zawiódł. 



Działanie
Na początku byłam nim zachwycona. W mrozy dobrze chronił skórę, makijaż ładnie się na nim trzymał. Stosowałam go również na noc. Krem bardzo dobrze nawilżał i koił skórę. Ale... po pewnym czasie, po rozsmarowaniu kremu, skóra robiła się czerwona jak pomidor, była ściągnięta, gorąca i piekła. Od razu zaznaczę, że nie zmieniłam innych kosmetyków. Taka reakcja nie pojawia się zawsze, jest ona 'losowa'. Nie mam pojęcia, od czego zależy. Dlatego krem został zdyskwalifikowany jako krem dzienny- zrobił mi z buzi "pomidora"  po raz pierwszy, gdy akurat szliśmy z TŻ na rocznicową kolację :/ Używam go co parę dni na noc, zawsze z nadzieją, że obędzie się bez niespodzianek.
Po raz pierwszy zdarzyła mi się taka reakcja na jakiś kosmetyk. Jednym składnikiem kremu, który mogłabym za to winić jest ekstrakt z rumianku, gdyż oleje były składnikami innych, używanych przeze mnie kremów. Sporą część kremu odlałam mamie, u niej nie powoduje on żadnych zmian. W związku z tym, ani nie mogę go odradzić, ani polecić.
Tej wersji kremu nie kupię ponownie, ze względu na to podrażnianie. Testuję teraz wersję Featherlight do cery tłustej i póki co spisuję się dobrze.

Miałyście może podobną reakcję skóry na jakiś kosmetyk?

6 lutego 2014

Kamuflowanie z Catrice.

Dziś znów notka A., jestem już po wszystkich egzaminach i regeneruję siły:) Dlatego następny wpis będzie już mojego autorstwa.
Kamuflaż Catrice szybko zyskał popularność  w blogowych kręgach i nie tylko. Zbierał różnie opinie- czasem był wychwalany pod niebiosa,a czasem podchodzono do niego sceptycznie. Co ja o nim sądzę i dlaczego go kupiłam? O tym w dzisiejszym poście :)


Opakowanie i sposób aplikacji : Kamuflaż zamknięty jest w plastikowe opakowanie z odkręcanym wieczkiem o pojemności 3 gramów. Trzeba go aplikować palcem albo nabierać pędzelkiem - tak czy siak, za bardzo higieniczne to nie jest. Produkt jest ważny przez 6 miesięcy od otwarcia- myślę, że przy regularny używaniu jesteśmy w stanie go zużyć. Ja po około miesiącu, dość częstego (choć nie codziennego), używania mam sporawe wgłębienie.


Konsystencja i kolor:  Posiadam kamuflaż w kolorze 020. Light Beige. Kupiłam go w zasadzie dlatego, że nie było już tego w kolorze 010. Bałam się, że będzie za ciemny, jednak obawy były niepotrzebne. Jest to kolor odpowiedni dla mnie. Na zdjęciu nie współgra zbytnio ze skórą dłoni, ale musicie mi uwierzyć, że na twarzy wygląda to dużo lepiej.
Produkt jest kremowy, bardziej tłusty niż suchy - czyli dosyć łatwo się nabiera i aplikuje na twarz, ale nie sunie się po twarzy jak krem, jest nieco toporniejszy. Po aplikacji kamuflażu trzeba zagruntować miejsce, gdzie go nałożyliśmy pudrem.

Dostępność :Drogerie Natura, Hebe i drogerie internetowe.
Cena : ok 13-15 zł
Opinie na wizażu :  KLIK

Moja opinia:  Kupiłam go z nadzieją, że zakryje cienie pod oczami przez cały dzień. Czy jestem zadowolona? Średnio.. Krycie ma dobre, ale pod oczami jak każdy korektor u mnie zanika.. Po kilku godzinach wydaje mi się, że mam takie same cienie pod oczami jak przed aplikacją czegokolwiek.. Myślę, że próbowałam już wszystkiego, żeby zwiększyć trwałość tego kamuflażu pod oczami - gruntowałam pudrem, aplikowałam go najróżniejszymi sposobami. Lepiej sprawuje się kiedy zakrywam nim wypryski- kamuflaż wytrzymuje od momentu nałożenia makijażu do zmycia :) Mimo, że nie spełnił moich wygórowanych wymagań to go polecam - ze względu na tak mocne krycie przy dosyć lekkiej konsystencji (mam na myśli to, że kamuflaże z reguły są ciężkie ,ten jest dużo lżejszy).

Używacie kamuflażu z Catrice, co o nim sądzicie? Jakie inne korektory polecacie na moje kapryśne cienie pod oczami ? :)


Ściskam , A :)

1 lutego 2014

Co można znaleźć w lumpeksach oprócz ubrań ? :)

Hej, niestety, w poniedziałek czeka mnie egzamin z  najgorszego przedmiotu, czyli z biochemii, dlatego wpis jest autorstwa mojej siostry :-)
Dzisiaj pokażę Wam gadżety i pierdółki, które udało mi się upolować w lumpekasach w przeciągu kilku ostatnich tygodni. Z racji, że mam ferie zimowe to w końcu mam trochę czasu na maratony po lumpeksach i udało mi się kupić kilka całkiem fajnych rzeczy.



 W najmniejszym znajdują się dwa małe mydełka o zapachu różanym, w średnim jest sól do kąpieli a w największym jak widać myjka do ciała. Jeśli zużyję te produkty to pudełeczka posłużą mi w innym celu. Kosztowały mnie w sumie 1,70 zł - tak więc aż było szkoda nie kupić :D


Kosztowała 5 zł i kupiłam ją z myślą o noszeniu jej do szkoły, bo denerwuje mnie, że nigdy nie mogę znaleźć balsamu do ust i szczotki do włosów w czeluściach mojego plecaka..




 Kosmetyczka z wężowym printem * Tą kupiłam w zasadzie w tym tygodniu i podoba mi się bardziej niż ta poprzednia :P Kosztowała jeszcze mniej bo 4 zł. Jest wykonana z materiału skóropodobnego i średniej wielkości - w sumie idealna nie za duża nie za mała.








A tu mój mały hit , kupiony przez przypadek :) Książka do przechowywania kolczyków. Kosztowała mnie ok. 6 zł ,ale zaskoczyłam się jeszcze bardziej, kiedy odkryłam na ebayu/ amazonie, że owa książka kosztuje ponad 100 zł ( 23 funty :))




Idealna na imprezy, można doczepić sobie łańcuszek :) W środku ma miejsce na banknoty, karty kredytowe i nawet na zdjęcie :) Tak jak to w kopertówce wiele się nie zmieści, ale na pewno będzie miejsce na telefon, chusteczki i szminkę :) Kosztowała 3 zł 



Metalowa ramka, kosztowała uwaga : 1 zł :D Szukałam taniej, metalowej ramki ale albo były plastikowe albo drogie , a tą upolowałam wychodząc ze sklepu :) 



Podobają Wam się moje małe zdobycze z second handów? :) Też kupujecie takie pierdółki w swoich ? Piszcie ! :)

Pozdrawiam, A :)