26 sierpnia 2013

Moje włosowe grzeszki


1. Zachłyśnięcie się włosomaniactwem- -pierwszymi blogami, z których czerpałam wiedzę, był blog Anwen i Blondhaircare.  Jeśli któraś z powyższych polecała jakiś kosmetyk, ja też musiałam mieć go w swoich zbiorach. Nieważne, że obie blogerki mają różne typy włosów, skoro polecają to przecież mi też pomoże...Nadal bardzo lubię czytać oba blogi, jednak nie kieruję się już ślepo sugestiami i poradami autorek :)

2. Uleganie modzie- kiedy wkroczyłam na ścieżkę włosomaniactwa, była moda na odstawienie silikonów. Każda odżywka była niedobra, jak miała chociaż jeden, lekki silikon. Ten pogląd ewoluował i teraz silikony są dopuszczane, oczywiście w rozsądnej ilości ;).Wtedy też panowała bardzo duża moda na olejowanie- zauważyłam, że ostatnio trochę zmalała. Oczywiście przejechałam pół miasta w poszukiwaniu oleju kokosowego, bo przecież on jest taaki genialny. Mam włosy wysokoporowate, wrażliwy skalp więc możecie sobie wyobrazić jaką tragedie ujrzałam po zastosowaniu tego oleju. Dopiero po długim czasie został przedstawiony podział na oleje i wiele ciekawych notek na temat doboru oleju do typu włosów. To samo tyczy się maski Alterra czy wycofanej już odżywki Isana z babassu, wychwalane na wielu blogach u mnie okazały się bublami.

3. Podporządkowanie planu dnia włosom -  po przyjściu z uczelni lubiłam nałożyć olej na włosy.  Później okazywało się często, że przydałoby się iść na zakupy, wyjść do znajomych… Parę razy było tak, że musiałam sobie czegoś odmówić, bo akurat paradowałam z olejkiem na głowie... 

4. Chcę to wszystko!- co blog, to polecany inny produkt do włosów. Do tej pory męczę wielkie słoje masek Lorys, Stapiz, Kallos… Przyznam, z ręką na sercu, że w największą manię kolekcjonowania wpadłam przy rosyjskich kosmetykach. Recenzje, składy, częste promocje zaowocowały pokaźnym zbiorem rosyjskich kosmetyków, więc to ich recenzje znajdziecie w najbliższym czasie na blogu. Teraz staram się kontrolować, ale gdy zobaczyłam nową serię do włosów z Natura Siberica, przepadłam…Czekam aż pojawi się w Polsce!

5.  Uleganie promocjom- to jest, jak pewnie i niejednej z was, moja duża słabość.  Słowa „promocja” i „darmowa wysyłka” działają na mnie jak magnes.  Walczę z tym, ale nie jest łatwo, zwłaszcza, że na FB ciągle wyskakują mi posty promocyjne sklepów i kuszą…

6.  Otwieranie wielu produktów- moje włosy lubią różnorodność, więc używam wielu produktów do ich pielęgnacji. Każda nowość kusi, tym bardziej, jeśli przeczytałam pochlebne opinie o tym produkcie i często tej pokusie ulegam. Mam zaczętych pewnie z 5-6 szamponów i ok.10 odżywek/masek.

7. Brak systematyczności-  nie mogę wyrobić w sobie systematyczności w  wcieraniu wcierek i zabezpieczaniu końcówek. Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić w najbliższym czasie.

8.  Szukanie nowości- nie ominęłam żadnej osiedlowej drogerii, bo mogła być przecież potencjalną kopalnią rzadko spotykanych kosmetyków. Przecież blogerka napisała, że kupiła tą odżywkę w osiedlowej drogerii, więc ja ją też na pewno znajdę.

  Więcej grzechów nie pamiętam. Część z nich wyeliminowałam, z pozostałością walczę.  
  Czy wy też macie włosowe grzeszki?

19 sierpnia 2013

Powrót po przerwie+Lakier Golden Rose Sweet Color 63

Witajcie!
Wiem, że zakładanie bloga i spadek aktywności po dwóch postach nie świadczą o mnie zbyt dobrze, ale spieszę z tłumaczeniem. W środę, od razu po praktykach, udałam się w okolice Białegostoku na wesele. Przed wyjazdem pochłonięta byłam przygotowaniami i pakowaniem, stąd przez tak długi czas nie pojawił się nowy wpis. Dopiero dziś wróciłam do domu i już siedzę z nałożonym olejem na włosach, potrzebują one regeneracji po weselnych lokach- w tym miejscu mogę polecić wam lokówkę  stożkowa Babyliss pro tourmaline, typ F40a. Dzięki niej uzyskałam ładne, trwałe loki(być może uda mi się pokazać Wam wkrótce efekt na zdjęciach). Z ciekawości sprawdziłam jej cenę i oscyluje ona w granicach 200 zł. Mi udało się ją kupić na allegro- ktoś wyprzedawał asortyment z salonu fryzjerskiego i  za 200 zł kupiłam zestaw składający się z 2 lokówek- tej stożkowej i  standardowej, również w wersji profesjonalnej.:)
Nie chcę, aby mój blog był monotematyczny, dlatego dziś pokażę Wam lakier, który gościł na moich paznokciach na weselu. Jest to lakier firmy Golden Rose, z serii Sweet Color, numer chyba 63 ( numer z naklejki mojego lakieru się zmazał).  
Malowanie paznokci jest dla mnie dość długim rytuałem. Najpierw paznokcie pokrywam lakierem bazowym lub odżywką. W tym przypadku użyłam Nail Tek Fundation II. Kupiłam ją zachęcona pozytywnymi opiniami i przyznam, że nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia. Nie  odżywia jakoś szczególnie paznokci, trwałość lakieru na paznokciach nie ulega zmianie. Na paznokciach szybko wysycha, pozostawia je matowe i lekko wygładzone.Następnie nakładam lakier, zawsze min. 2 warstwy, tak też było w tym przypadku.  Na koniec paznokcie maluję top coat’em- moją ulubioną jest właśnie ta z Essence. Paznokcie ładnie błyszczą, wyrównuje ona ewentualne niedociągnięcia, przedłuża trwałość lakieru, szybko wysycha. Nie dajcie się zwieść jednak podobnemu produktowi, również z Essence, jednak w innym opakowaniu.  Niby producent obiecuje taki sam efekt, jednak tamten top coat ma zasadniczą wadę- nie wysycha!

A jak oceniam sam lakier?
Mieści się on w małej buteleczce. Kolor jest ładny, intensywny, taki wakacyjny.  Lakier kupiłam w zeszłym roku, dalej ma dobrą konsystencję. Łatwo rozprowadza się na paznokciach, dobrze kryje- wystarczyłaby jedna warstwa, ja zawsze nakładam, dla pewności ,dwie.  Na załączonym zdjęciu widnieje stan z trzeciego dnia noszenia go na paznokciach.  Jak
widać nie można zarzucić mu słabej trwałości.:)  Nie zrażajcie się moimi krzywymi paluchami-taka już moja uroda…

Dostępność i cena

Swój egzemplarz kupiłam w  sklepie firmowym znajdującym się w Galerii Morena w Gdańsku. Zapłaciłam za niego 3,20 zł. Punkt z kosmetykami Golden Rose jest również w Parku Handlowym Matarnia.  Widywałam je też w małych, osiedlowych drogeriach.

8 sierpnia 2013

DIY- maska a'la Love2mix z efektem laminowania

Witajcie!
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam maskę Love2mix z efektem laminowania zapragnęłam mieć ją w swoich zbiorach. Jednak cena (ok.30 zł) była dla mnie zbyt duża, dlatego po analizie składu postanowiłam zrobić  na jej wzór maskę z półproduktów, które posiadam.
Oto skład maski Love2mix z efektem laminowania

Skład: Aqua with infusions of: Organic Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract, Organic Persea Gratissima (Avocado) Oil; Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Cetyl Ether, Divinyldimethicone/Dimethicone Copolymer, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Bis (C13-15 Alkoxy) PG-Amodimethicone, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Rice Protein, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Lycopene

Maska składa się z ekstraktu z Mango, olejku z awokado, silikonów i protein. Moja wersja nie ma silikonów, jako bazy użyłam maski Gloria, która solo jest zbyt lekka. Ma prosty skład i dobra konsystencję, przez co nadaje się jako baza. Rybka keratynowa zastąpi nam proteiny zawarte w masce.

Skład mojej maski:
2 łyżeczki maski Gloria 

1 rybka Gal-Odżywka keratynowa w kapsułkach 

1 ml oleju Avocado

1 łyżeczka masła mango

 

Maskę nakładam przed myciem lub po myciu. Nałożona po myciu nie obciąża moich włosów, pomimo dużej ilości oleju. Osoby z cienkimi włosami, skłonnymi do przetłuszczania, mogą dodać mniej masła lub oleju, gdyż taka wersja może okazać się zbyt ciężka. Wczoraj nałożyłam ją po myciu, trzymałam na włosach ok. 2 godziny, a następnie włosy umyłam szamponem Love2mix z efektem laminowania. Nie nałożyłam już żadnej odżywki. Tak prezentują się włosy po użyciu tego zestawu.


Polecam wam wypróbować taką „podrobioną” wersję maski przed zakupem oryginału. Kupiłam ją w końcu w  promocji za ok.24 zł, w sklepie Kokardi i na moich włosach lepszy efekt daje moja wersja tej maski. Lepiej odżywia i wygładza włosy.  

Dostępność składników:

Masło mango -  ZSK za 5,15 zł, sklepy z półproduktami
Olejek z avocado- ZSK za 6,49 zł, sklepy z półproduktami
Maskę Gloria -np.Auchan, Leclerc lub małe drogerie
Rybki z keratyną- apteki, swoje opakowanie kupiłam w dziale aptecznym w Leclercu za ok.12 zł.


A oto nowość, którą dziś upolowałam w aptece.

Jeszcze go nie użyłam, mam zamiar dodać go dziś do balsamu do ciała i zabezpieczyć nim końcówki. Po pełnym przetestowaniu na pewno zamieszczę jego recenzję. 


7 sierpnia 2013

Wstęp+recenzja: Baikal Herbals-olejek odżywczy do włosów

     Bez zbędnych ceregieli- witajcie na moim blogu! Parę razy próbowałam napisać notkę powitalną, ale uznałam to jednak za słaby pomysł. 
     Kim jestem? Włosomaniaczką i kosmetykoholiczką, z przewagą tego pierwszego. Od ponad roku podczytuję blogi i zapragnęłam również mieć swój kawałek w  cyberprzestrzeni, w którym mogłabym podzielić się swoją opinią, zasięgnąć rady. Nadal pracuję nad wyglądem bloga, idzie mi to dość opornie, ale mimo wszystko,zapraszam Was więc do lektury mojej pierwszej notki.:-)
     Pod koniec wiosny włosomaniaczki szukają preparatów, które ochronią ich włosy przed szkodliwym działaniem promieni UV. Z gotowych preparatów kojarzę tylko spray do włosów z Rossmann ‘a, jednak, jak dobrze pamiętam, zawiera on alkohol na początku składu, więc zamiast ochrony włosów może zafundować jeszcze większe ich zniszczenie. Na blogach i wizażu widziałam tez przepisy na mgiełki z półproduktów, jednak wiem, że nie wszyscy lubią tworzyć własne kosmetyki.
  W jednej z gdańskich drogerii udało mi się, w korzystnej cenie, nabyć Baikal Herbals-olej odżywczy.  Olej zamknięty jest w pojemniku z atomizerem. Według mnie jest to dobre rozwiązanie, łatwo zaaplikowac olejek na skórę głowy i włosy, olej nie rozpryskuje się na wszystkie strony, nie rozlewa się.

Skład
Hippophae Rhamnoides Oil, Rubus Chamaemorus Seed Oil, Amaranthus Caudatus Seed Extract,  Linum Usitatissimum Seed Oil,  Glycine Soja Oil, Organic Triticum Vulgare Germ Oil, Organic Olea Europaea Fruit Oil, Articum Lappa Seed Oil,  Retinol, Tocopherol.

Olej z rokitnika zwyczajnego, olej z maliny moroszki, Szarłat zwisły-ekstrakt, olej lniany, olej sojowy, olej z kiełków pszenicy, organiczny olej z oliwek, olej z łopani większego, wit. A, wit E.

Analiza składu
Produkt ten jest mieszaniną olei i ekstraktów i idealnie sprawdzi się jako ochrona dla włosów przed promieniowaniem UV! Oleje, znajdujące się na początku składu, zawierają m.in. dużą dawkę wit. C, czyli antyoksydantu. Na paru blogach widziałam planszę przedstawiająca filtry UV, jakie zawierają oleje i to właśnie olej z malin miał najwyższy, naturalny faktor. Pozostałe składniki pozwalają zregenerować włosy, nawilżyć i odżywić zarówno skórę głowy, jak i włosy.
Jak stosuję?
1-2 porcje oleju rozprowadzam na włosach, ze szczególnym uwzględnieniem końcówek przed wyjściem na słońce. Używam go tez do tradycyjnego olejowania włosów. Aplikuję go na włosy 3-4 razy w tygodniu przed myciem na min. godzinę. Mam zamiar zastosować też na twarz.
Efekty
Olej dobrze chroni włosy przed promieniami UV, jest lekki, w moje wysokoporowate włosy wręcz wsiąka. Pomarańczowy kolor oleju nie zostaje na włosach, nie wpływa na zmianę ich koloru.
W tradycyjnym olejowaniu również spisuje się bardzo dobrze. Łatwo go zmyć lekkim szamponem, włosy są wyraźnie odżywione i zregenerowane. Nawilżył i ukoił podrażnioną skórę głowy i, co najważniejsze, dzięki niemu pozbyłam się łupieżu!
Właściwości
Kolor- pomarańczowy, może brudzić ubrania, dlatego należy obchodzić się z nim ostrożnie
Zapach- przyjemny, ziołowy
Na załączonym zdjęciu widać jedną porcję olejku.
Dostępność i cena
Olej kupiłam stacjonarnie w Gdańsku, w drogerii Bodyluna na ul Opolskiej 3. Zapłaciła za niego w promocji 19,90 zł. Według naklejki na opakowaniu pochodzi ze sklepu Bioarp.
Olej ten jest dostępny w sklepach internetowych tkj. Triny, Bioarp, Kalina, Lawendowaszafa24 itd. Najkorzystniejsza cena jest w sklepie Triny- 20,50 zł.