1. Zachłyśnięcie się włosomaniactwem- -pierwszymi
blogami, z których czerpałam wiedzę, był blog Anwen i Blondhaircare. Jeśli któraś z powyższych polecała jakiś kosmetyk,
ja też musiałam mieć go w swoich zbiorach. Nieważne, że obie blogerki mają różne
typy włosów, skoro polecają to przecież mi też pomoże...Nadal bardzo lubię czytać oba blogi, jednak nie kieruję się już ślepo sugestiami i poradami autorek :)
2. Uleganie modzie- kiedy wkroczyłam na ścieżkę
włosomaniactwa, była moda na odstawienie silikonów. Każda odżywka była
niedobra, jak miała chociaż jeden, lekki silikon. Ten pogląd ewoluował i teraz silikony są dopuszczane, oczywiście w rozsądnej ilości
;).Wtedy też panowała bardzo duża moda na olejowanie- zauważyłam, że ostatnio
trochę zmalała. Oczywiście przejechałam pół miasta w poszukiwaniu oleju
kokosowego, bo przecież on jest taaki genialny. Mam włosy wysokoporowate,
wrażliwy skalp więc możecie sobie wyobrazić jaką tragedie ujrzałam po
zastosowaniu tego oleju. Dopiero po długim czasie został przedstawiony podział
na oleje i wiele ciekawych notek na temat doboru oleju do typu włosów. To samo
tyczy się maski Alterra czy wycofanej już odżywki Isana z babassu, wychwalane
na wielu blogach u mnie okazały się bublami.
3. Podporządkowanie planu dnia włosom - po przyjściu z uczelni lubiłam nałożyć olej na włosy. Później okazywało się często, że przydałoby
się iść na zakupy, wyjść do znajomych… Parę razy było tak, że musiałam sobie
czegoś odmówić, bo akurat paradowałam z olejkiem na głowie...
4. Chcę to wszystko!- co blog, to polecany inny produkt
do włosów. Do tej pory męczę wielkie słoje masek Lorys, Stapiz, Kallos…
Przyznam, z ręką na sercu, że w największą manię kolekcjonowania wpadłam przy
rosyjskich kosmetykach. Recenzje, składy, częste promocje zaowocowały pokaźnym
zbiorem rosyjskich kosmetyków, więc to ich recenzje znajdziecie w najbliższym czasie
na blogu. Teraz staram się kontrolować, ale gdy zobaczyłam nową serię do włosów
z Natura Siberica, przepadłam…Czekam aż pojawi się w Polsce!
5. Uleganie promocjom- to jest, jak pewnie i
niejednej z was, moja duża słabość.
Słowa „promocja” i „darmowa wysyłka” działają na mnie jak magnes. Walczę z tym, ale nie jest łatwo, zwłaszcza,
że na FB ciągle wyskakują mi posty promocyjne sklepów i kuszą…
6. Otwieranie wielu produktów- moje włosy lubią
różnorodność, więc używam wielu produktów do ich pielęgnacji. Każda nowość
kusi, tym bardziej, jeśli przeczytałam pochlebne opinie o tym produkcie i
często tej pokusie ulegam. Mam zaczętych pewnie z 5-6 szamponów i ok.10 odżywek/masek.
7. Brak systematyczności- nie mogę wyrobić w sobie systematyczności w wcieraniu wcierek i zabezpieczaniu końcówek.
Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić w najbliższym czasie.
8. Szukanie nowości- nie ominęłam żadnej osiedlowej
drogerii, bo mogła być przecież potencjalną kopalnią rzadko spotykanych
kosmetyków. Przecież blogerka napisała, że kupiła tą odżywkę w osiedlowej
drogerii, więc ja ją też na pewno znajdę.
Więcej grzechów nie pamiętam.
Część z nich wyeliminowałam, z pozostałością walczę.
Czy wy też macie włosowe grzeszki?
Jak czytam tego posta to jakbym widziała siebie! :)Ja już wyleczyłam się z części tych grzeszków, ale nadal nie potrafię się opanować i po zakupie wręcz muszę otworzyć opakowanie, nie odpuszczam żadnemu sklepowi i też jakoś nie mogę się nauczyć regularnie stosować wcierek!
OdpowiedzUsuńDoskonale to wszystko rozumiem. :D
OdpowiedzUsuńTeż wszystkie przechodziłam, może z wyjątkiem punktu 7 ;)
OdpowiedzUsuń